wtorek, 23 października 2012

Grobowiec cz.7



Około stu kilometrowy odcinek drogi do domu, Pol po raz pierwszy pokonał w rekordowym tempie, zajął mu zaledwie połowę czasu w jaki zazwyczaj go przejeżdżał.
Kiedy przyjechał na posesję, wyskoczył z samochodu kierując się w stronę piwnicy. Jego mózg opanowany jakby przez jakąś siłę, zaczął analizować kroki celem przygotowania się do punktu kulminacyjnego mutacji.
Piwnica była idealnym miejscem, dość chłodnym i zacienionym.
Miał mało czasu, ponieważ właśnie wchodził w drugi cykl przemiany. Jego widok był coraz bardziej odrażający. Ciemnobrązowe plamy zaczęły pęcznieć. Wyglądało to tak, jakby cały był pokryty ogromnymi wrzodami z których zaczęła wyciekać ropa z krwią.
Ale ta gęsta wydzielina wydostająca się z całego ciała, była budulcem do utworzenia coś w rodzaju kokonu, w którym Pol miał przejść proces przekształcenia.
Lepka, gęsta maź po kilkudziesięciu sekundach stawała się twarda, jak strupy zakrzepniętej krwi.
Pol, a raczej coś co było kiedyś Polem, stopniowo zamykało samego siebie od środka, pod warstwą skorupy grubości około centymetra. Odległy kąt w którym znajdował się kokon, był zasłonięty ścianą, która odgradzała liczne regały, na których stało mnóstwo słoików i butelek. Aby można było go dojrzeć, należało wejść w głąb obszernej piwnicy.
Po niecałej godzinie kokon był gotowy. Następował teraz powolny proces przeistoczenia. Okropny smród panował w całym miejscu, podobny do gnijącego ciała. Powodem tego było wyciekanie u podstawy kokonu gęstego śluzu razem z resztkami skóry i tkanek z ciała Pola.
Cały proces mutacji trwał do rana.

c.d.n. :)

sobota, 13 października 2012

Grobowiec cz.6

(Uprzedzam, że może być trochę namieszane z replikacją DNA)
___________________________________________________________________________________



Korytarz, jaki musieli pokonać by dostać się do gabinetu doktora Ritza, znajomego Carlosa, był prawie że pusty. Jedynie kilka osób w białych fartuchach przewinęło się po holu, które patrzyły na Pola jak na jakiegoś stwora.
W końcu znaleźli się w gabinecie. Ritz od razu zwrócił na niego uwagę. Po krótkiej rozmowie udał się z Polem do laboratorium, gdzie poddał go badaniom. Właśnie wykonywał tomografie mózgu Pola, gdy ten leżąc w komorze, zaczął zachowywać się dość dziwnie.
Nagle dostał chwilowej konwulsji, po czym jego oczy stały się szklisto zielonkawe i w tym samym momencie zaryczał niesłychanie grubym, przerażającym głosem: HUITZILOPOCHTLI INTIHUATANA.
Po chwili jeszcze raz nim mocno drgnęło, by za chwilę powrócić do normalnego stanu.
Cały personel laboratorium, składający się z pięciu osób, stał jak osłupiały nie potrafiąc wytłumaczyć tego co się stało. Nikt w całej swojej karierze zawodowej nie widział czegoś podobnego.
- Doktorze Ritz, musi pan to zobaczyć – zawołał zdziwiony specjalista obsługujący aparaturę.
- Komputer zarejestrował niezwykłą aktywność w pniu mózgu. Siatka włókien nerwowych, odpowiedzialna za śledzenie wiadomości trafiających do mózgu, przekazała do kory mózgowej informacje z częstotliwością 30 Hz.
- Przecież to niemożliwe - wykazał zaskoczony Ritz.
Ritzowi wydało się to nierealne, ponieważ u człowieka przekaz informacji następuje z częstotliwością od 8 do 12 razy na sekundę (Hz).
- Skończył pan? – zapytał Pol, wychodząc z komory.
- Tak – odpowiedział Ritz, wlepiając w niego oczy.
- To dobrze, bo na mnie już czas – napomknął i pośpiesznie wyszedł, opuszczając instytut innym wyjściem, aby nie trafić na Carlosa.
Ritz był tak zdezorientowany, że nie próbował go nawet zatrzymywać.
Carlos, nieświadomy nieobecności Pola, oczekiwał wyników badań.
Czas dłużył się niemiłosiernie.
Było może koło pierwszej po południu, kiedy doktor Ritz pojawił się z wynikami. Po jego niepokojącej minie, Carlos wyczuł, że nie były pocieszające.
- A gdzie Pol? – zapytał Carlos.
- Niestety wyszedł – odpowiedział.
- Co? Kiedy? – spytał nieco poirytowany.
- Mam niepokojące wieści – wykazał, nie odpowiadając na pytanie.
Diagnoza jaką postawił była szokująca.
- W organizmie Pola, następuje bardzo szybka replikacja „kwasu dezoksyrybonukleinowego”, czyli kodu DNA. Jego organizm wchodzi w pierwszy etap replikacji, inaczej mówiąc w podwojenie DNA dla komórki macierzystej i potomnej. Na początku wszystko gra, czyli wzdłuż cząsteczki DNA przesuwa się enzym i „rozplata” jeden lub kilka odcinków jednocześnie. Odcinki te replikują się, a enzymy przesuwają dalej, kontynuując rozdzielanie. W wyniku czego cząsteczka przechodzi przez cały proces przekształcenia, którego efektem jest cząsteczka, która przekształca się w dwie.
- I tu jest poważny problem – na chwilę zamilkł, po czym dodał - powinny być one identyczne, a nie są.
- Nie wiem dlaczego, ale w wyniku replikacji odcinki DNA są źle skopiowane i w kodzie genetycznym Pola, pojawiają się sekwencje zasad, niewiadomego pochodzenia – nadmienił.
Po chwili nieco drżącym głosem, stwierdził:
- Przykro mi, ale końcowym rezultatem tego procesu może być nawet śmierć.
- Ale czy to jakaś choroba? – wtrącił się Carlos.
- Być może mamy do czynienia z jakąś odmianą wirusa – zaopiniował Ritz, zaraz orzekając:
- Z Polem dzieje się coś niespotykanego. Mutacja następuje nadzwyczaj szybko, pustosząc jego organizm, dlatego należy niezwłocznie przeprowadzić gruntowne badania i to nawet pomimo jego sprzeciwu.
Doktor Ritz, wprawdzie nie był wirusologiem, ale jako specjalista w zakresie chorób nowotworowych, brał pod uwagę pojawienie się jakiegoś nieznanego wirusa, który mógłby być zagrożeniem dla życia nie tylko Pola, ale również wielu ludzi. Wysunął taki wniosek na podstawie próbki pobranej krwi, która uległa szybkiemu rozkładowi, tworząc jakąś śmierdzącą gęstą ciecz. Analiza jakiej ją poddał, wykazała duże stężenie fosforu oraz substancji chemicznej niewiadomego pochodzenia, odpowiedzialnej za rozpad czerwonych krwinek, w wyniku czego krew po prostu gniła.
Carlos podzielał zdanie Ritza, co do poddania Pola badaniom, ale głównie zależało mu na tym, by przyjacielowi nic się nie stało, a nie na zabieraniu go siłą do instytutu. Toteż umówili się, że z samego rana razem z trzyosobową ekipą, na wypadek gdyby Pol nie chciał iść dobrowolnie, pojadą do jego domu.
 



poniedziałek, 8 października 2012

Grobowiec cz.5


Nazajutrz Pol poczuł się jak nowo narodzony. Był wypoczęty i nadzwyczaj tryskał energią. Jego umysł zaczął myśleć zupełnie innymi kategoriami. Nie przejmował się już tym co go niedawno spotkało i w ogóle nie zależało mu już na tym, by dowiedzieć się czegoś więcej o swoim znalezisku. Jedynie miał wyraźne przeczucie, że jego osoba odegra znaczącą rolę w tym, co widział. Coś w podświadomości wyraźnie podpowiadało mu, że czas przebudzenia nadszedł. Wprawdzie nie wiedział jeszcze co się wkrótce ma stać, ale niedługo i tego miał się dowiedzieć.
Następnego dnia Pol dostrzegł na swoim ciele charakterystyczne zmiany w postaci ciemnobrązowych plam, ale nie czuł się źle, wręcz przeciwnie, odczuwał, że z dnia na dzień emanuje z niego coraz większa siła. Co dziwne, nie zmartwił się swoim stanem, był raczej spokojny i opanowany.
Ponieważ nie zjawił się w pracy, zadzwonił do Carlosa, swojego szefa a zarazem przyjaciela, by wziąć parę dni wolnego. Orientował się, że jeżeli tego nie zrobi, Carlos zaraz się u niego zjawi, a nie chciał do tego dopuścić.
- Carlos? Tu Pol.
Jeszcze dobrze nie zaczął, gdy wtrącił się Carlos:
- Pol przyjacielu co się dzieje, tylko mi nie mów, że nic – odezwał się jednym tchem.
- To chyba grypa – odpalił Pol, nie wiedząc co powiedzieć.
- Chciałbym parę dni wolnego – dodał.
- W porządku, odpoczywaj, a jutro do ciebie zajrzę.
- Nie! – wręcz krzyknął Pol.
- Nie, nie trzeba – po chwili dodał nieco łagodniej.
- Dobrze się czujesz? – z niepokojem odparł Carlos.
- Nic mi nie jest, za parę dni zobaczymy się w pracy, nie musisz przyjeżdżać – stanowczo stwierdził Pol, po czym odłożył słuchawkę.
Carlos zaniepokoił się dziwnym zachowaniem Pola, który nigdy tak nie reagował na wieść o przyjeździe Carlosa. Zawsze był zadowolony z tego, że może gościć przyjaciela u siebie w domu.
Dlatego tym bardziej zdecydował, że koniecznie musi do niego jutro pojechać. Miał dziwne przeczucie, że coś jest nie w porządku.
Znali się od bardzo dawna. Poznali się jeszcze na studiach w Nowym Jorku. Później ich drogi chwilowo się rozeszły. Carlos założył firmę prawniczą i osiadł w Meksyku, skąd pochodził. Pol natomiast powrócił do rodzinnego Los Angeles gdzie pracował jako księgowy. Ale nadal pozostali przyjaciółmi. Po niespełna pięciu latach, Carlos zaproponował Polowi pracę księgowego w jego firmie, i tak ich drogi zeszły się ponownie.
Z samego rana Carlos był już w drodze. Siąpił deszcz, który utrudniał jazdę po podmokłym terenie. Droga dojazdowa do Pola była, niczym innym, jak ugniecioną ziemią z której robiło się błoto. Nawet jeep Carlosa z napędem na cztery koła, miał trudności z pokonaniem tego błotnistego odcinka.
- Tyle razy mu mówiłem, żeby zrobił coś z tą drogą – wymamrotał do siebie Carlos.
Po trudnościach wynikających z jazdy, Carlos w końcu stanął przed drzwiami Pola.
Już wyciągnął rękę żeby zapukać, gdy z pobliskich krzaków rozległ się pisk. Carlos obrócił się.
Z krzaków wyskoczył przemoczony „do suchej nitki” kot.
- Chcesz żebym dostał zawału – wypalił do kota, biorąc go na ręce.
Zapukał dość głośno. Kiedy nikt nie otwierał zapukał jeszcze raz.
W środku panowała zupełna cisza.
- Przecież nie mógł nigdzie wyjść – odrzekł zniecierpliwiony.
Nacisnął klamkę. Z niewielkim zgrzytem drzwi otwarły się. Wszedł do środka. Kot, którego miał na rękach, zeskoczył na ziemię, by po chwili zniknąć za drzwiami  jednego z pokoi.
Carlos wszedł do salonu. Przed kominkiem, na fotelu siedział odwrócony tyłem Pol. Było mu widać tylko głowę.
 -Pol, dobrze się czujesz? – zawołał niepewnym głosem, Carlos.
Kiedy nie spotkał się z jego odzewem, podszedł bliżej, stając na wprost Pola.
Gdy go zobaczył aż oniemiał z wrażenia.
Ciemnobrązowe plamy na ciele Pola pokryte były ogromnymi krostami, które wyglądały jak czyraki.
Omal nie wpadł w panikę, budząc przy tym Pola, który uciął sobie drzemkę.
- Człowieku i ty mi mówisz, że wszystko jest w porządku – wypalił wzburzonym głosem Carlos.
- Oczywiście. A tak w ogóle co ty tutaj robisz? Przecież mówiłem ci żebyś nie przyjeżdżał – odpowiedział Pol.
- Teraz widzę, że dobrze zrobiłem przyjeżdżając – skwitował Carlos po czym zapytał:
- Możesz mi powiedzieć, co ci naprawdę jest?
Pol jedynie kiwnął ramieniem.
Carlos był zaskoczony obojętnością Pola oraz jego zimnym zachowaniem w stosunku do niego. Nigdy taki nie był. Tym bardziej był zaskoczony, kiedy odmówił wizyty u lekarza, jaką zaproponował mu Carlos, ponieważ zawsze dbał o swoje zdrowie. Miał wręcz na tym punkcie obsesję. Nawet ze zwykłym katarem potrafił iść do lekarza, a teraz dosłownie nic go to nie obchodziło, zwłaszcza z tak dziwną dolegliwością.
Carlos jednak nie popuścił i pomimo sprzeciwu przyjaciela podjął stanowczą decyzję, że koniecznie musi go obejrzeć jakiś specjalista.
Pol wiedział, że Carlos jest uparty i postawi na swoim, dlatego w końcu dał się namówić na to, że obejrzy go znajomy Carlosa, pracujący w instytucie naukowym, który jest specjalistą w dziedzinie chorób nowotworowych. Pol wprawdzie nie miał na to ochoty, ale nie chciał tracić czasu, którego miał niewiele.