środa, 4 kwietnia 2012

Grobowiec cz.3


Hieroglify, niczym potężna eksplozja, rozjarzyły się intensywnym jaskrawo-zielonym światłem.
Pierwsza myśl jaka pojawiła się w jego umyśle to obawa przed utratą wzroku, ale ku jego zdumieniu oślepiający blask nie wyrządził mu żadnej krzywdy.
Widok jaki ujrzał po otwarciu oczu wprawił go wręcz w niebiański zachwyt. Hieroglify niczym szmaragdy, emanowały światłem we wszystkie strony tworząc łuny jak zorza polarna.
Dla Pola był to olśniewający widok. Delektując się tym niecodziennym zjawiskiem, zdumiony zauważył, że teraz bardzo dobrze rozumie co znaczą owe symbole.

- Jak to możliwe? – stwierdził.

Nie przejmując się zbytnio, Pol zaczął czytać:
PONIŻEJ ZIEMI I OTCHŁANI W REJONACH WIECZYSTYCH CIEMNOŚCI - WŁADAM I PRZENIKAM HUITZILOPOCHTLI INTIHUATANA
Nim skończył, zobaczył jak jego własne odbicie, które widział na sarkofagu, stopniowo deformuje się, aż w końcu jego wygląd przypominał zniekształconą kamienną głowę, dokładnie taką jaka znajduje się nad wejściem. Jego oczy również połyskiwały na zielono.
Było to zdecydowanie za dużo dla Pola jak na jeden dzień.
Wybiegł przerażony z grobowca kierując się w stronę wyjścia.
W desperackim pośpiechu próbował wdrapać się na górę przez trzy metrową zapadlinę, ale osuwające się błoto za każdym razem uniemożliwiało Polowi wydostanie się z pułapki.
Pol spróbował jeszcze raz. Niestety ten dzień był rzeczywiście dla niego pechowy. Tym razem z błotem posypały się kamienie. Jeden z nich spadł mu na głowę. Uderzenie było tak niefortunne, że nieprzytomny zwalił się na ziemię jak kłoda.
***
Zaczęło świtać.
Pol obudził się z okropnym bólem głowy. Kiedy przypomniał sobie co go spotkało tej nocy, zerwał się jak oparzony. Instynktownym odruchem Pola, było wydostanie się z tej feralnej dla niego dziury w ziemi ale ku jego zdziwieniu nie było to możliwe.
Pol wcale nie tkwił w żadnej zapadlinie, tylko stał na łące, dokładnie w tym samym miejscu gdzie osunął się razem z ziemią w dół.

- Co do cholery? – wypalił gniewnie.

Nie mógł zrozumieć, jakim cudem rano znalazł się na powierzchni, skoro w nocy nie zdołał tego zrobić? I dlaczego, w ogóle nic nie wskazuje na to, żeby kiedykolwiek była tu jakaś zapadnięta ziemia?
Pol był przekonany, że nie mogło mu się to zwyczajnie przyśnić toteż rozpaczliwie próbował znaleźć coś, co wskazywałoby na jakiekolwiek oznaki tego co widział. Ale nie znalazł nic.
Wszędzie gdzie się rozejrzał było tylko widać łąkę porośniętą soczystą trawą.
Było około ósmej rano, kiedy zziębnięty i przemoczony w końcu znalazł się w domu. Czuł się bardzo zmęczony, dlatego próbował choć na chwilę zapomnieć o całym tym zdarzeniu, ale kłębiące się w jego głowie myśli nie dawały mu spokoju. Postanowił, że kiedy wypocznie ponownie wróci na łąkę i dokładniej się jej przyjrzy, poczym wziął prysznic i położył się spać.
Nie minęły może dwie godziny, gdy Pol obudził się zlany potem.
Śniło mu się jak powoli przeistacza się w odrażającą bestię.
Wizja w jego śnie była tak szczegółowa i realna, że Pol o mało co nie zwymiotował po przebudzeniu. Już drugi raz widział samego siebie jak doznaje metamorfozy.
Nie mógł dalej zasnąć.
Już miał ochotę zadzwonić do swojego przyjaciela Carlosa, lecz w ostatniej chwili zrezygnował obawiając się, że wyjdzie na durnia.

- I co mu powiem? – pomyślał.

Korzystając z weekendu, który akurat się zaczął, Pol postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o swoim odkryciu.

c.d.n.