czwartek, 29 marca 2012

Grobowiec cz.2


- O w mordę! – jęknął zdumiony.

Półmrok spowijał pomieszczenie w którym się znalazł. Panujący w nim charakterystyczny chłód przeszył jego ciało, ale zaintrygowany swoim odkryciem począł lekceważyć dokuczające mu zimno.
Ostrożnie, krok za krokiem, jakby zaraz miała zapaść się pod nim podłoga, wszedł nieco głębiej.

- Przecież to grobowiec – zaopiniował.

Przed jego oczami rozpościerał się zdumiewający widok.
Sala w której się znajdował pokryta była złotymi płaskorzeźbami, które ukazywały wyidealizowane zaświaty.
Pol dziwnie się poczuł stojąc jak zahipnotyzowany w przejmującej ciszy tajemniczego grobowca.
Z wielką uwagą patrzył na reliefy, rysunki oraz hieroglify, które pokrywały prawie każdą ścianę i lśniący strop niczym świeżo namalowany. Dopiero teraz zaczął pojmować, jak wielkie jest znaczenie jego odkrycia.
Zaświecił latarkę. Jej blade światło pomknęło w dal.

- Dziwne – pomyślał.
- Światło powinno odbić się od frontowej ściany.

Kiedy Pol podszedł bliżej, pusta przestrzeń okazała się początkiem drugiego pomieszczenia.
Wrota mierzące dwa i pół metra wysokości wsparte o dwa boczne filary zachęcały do wejścia.
Blade światło latarki przygasało z każdą chwilą. Wyłączył ją i drżącym krokiem wszedł do drugiego pomieszczenia obawiając się tego co może tam zobaczyć.
Było zupełnie ciemno, ale kiedy Pol przekroczył wrota, w pomieszczeniu zapanował podobny półmrok jak w poprzednim.

- Co się dzieje? – odparł zdezorientowany.

Próbując znaleźć odpowiedź na to pytanie, Pol obejrzał się za siebie.
Na wysokości około trzech metrów, dokładnie nad wrotami, zobaczył wystającą ze ściany kamienną ludzką głowę na wpół zdeformowaną. Jej wygląd przypominał człowieka przechodzącego jakąś fazę przeistoczenia.

- Co za obrzydlistwo – wypalił, krzywiąc twarz.
- Zaraz, zaraz – po chwili dodał, wytężając umysł.

Ku zdziwieniu Pola, światło dające charakterystyczny półmrok, wydobywało się z oczu głowy.
Pol nie mógł pozbierać się w myślach.

- Skąd się bierze to światło? – zastanawiał się.

Gdy przez jego głowę przedzierały się różne myśli, stało się coś niezwykłego. Światło, którym osnute było teraz całe pomieszczenie grobowca, dawało swoistą zielonkawą poświatę.
Ponownie spojrzał na kamienną głowę i ze zdumieniem zobaczył, że oczy połyskują jaskrawą zielenią.
Pol zamarł z przerażenia. Poczuł jak serce zaczęło mu walić a dreszcz przeszywa jego ciało.
Już był zdecydowany wynieść się stamtąd, gdy z nagła jaskrawo-zielone światło gwałtownie buchnęło z oczu kamiennej głowy, wprost przed siebie, oświetlając sarkofag, który niczym duch, pojawił się na końcu grobowca.
Pol poczuł dziwny spokój, który go ogarnia.
Pewnym krokiem podszedł do sarkofagu, na którym dostrzegł liczne hieroglify pokrywające wieko.
Wyglądały jakby były ze szkła. Dawały wrażenie wypukłości, a jednak nie były wypukłe, natomiast same wieko było tak wypolerowane, że Pol widział swoje własne odbicie.
Pol nadaremnie próbował pojąć znaczenie hieroglifów.
Zdesperowany w końcu postanowił dotknąć jednego z nich, ale nie zdążył.


c.d.n.

piątek, 23 marca 2012

Grobowiec cz.1

Ogłaszam publikację mojej -mało objętościowej- książki napisanej w 2000 roku!
Publikuję ją taką jak w wersji oryginalnej, ponieważ teraz wiele bym w niej zmienił i rozwinął fabułę bo parę fragmentów mi się nie podoba dzisiaj.
Ale zmieniał nie będę bo mi się nie chce :)
Dzisiaj część 1 - na kolejne zapraszam już niedługo :)
Z góry przepraszam za znaki interpunkcyjne w niewłaściwych miejscach...





Ten dzień był wyjątkowo pechowy dla Pola.
Nie dość, że musiał zostać po godzinach nad głupią kalkulacją, którą musiał przygotować na jutro, to w dodatku utknął z powodu paska klinowego, który akurat teraz musiał się zerwać  i to
zaledwie kilka kilometrów przed domem.
Pol nie miał innego wyjścia jak „wziąć nogi za pas” i resztę drogi pokonać pieszo. Nie byłoby w tym nic szczególnego ponieważ Pol często robił sobie piesze wycieczki ale tym razem nie był zbytnio zadowolony bo nie dość, że był zmęczony, nie mówiąc już o późnej porze, to na dodatek łąka którą musiał przejść, była nasiąknięta wodą jak gąbka, a to za sprawą deszczy, które są normalnością o tej porze roku.

- Na dodatek jeszcze ta przeklęta mgła – powiedział sam do siebie.

Pol mieszkał na dziewiczym terenie stanu Chiapas w południowej części Meksyku, na farmie po swoim dziadku, którego często tu odwiedzał. Jego decyzja o zamieszkaniu na tym odosobnionym obszarze była wyjątkowo łatwą decyzją. Już jako mały chłopiec bardzo kochał przyrodę i to miejsce, natomiast nie znosił dużych skupisk ludzi, które są cechą charakterystyczną miast, toteż kiedy otrzymał propozycję pracy w niewielkim mieście Tapachula, porzucił rodzinne strony Los Angeles i osiedlił się tutaj, jakieś sto kilometrów od miejsca pracy.
***
Pol posuwał się powoli. Nogi grzęzły mu w powstałym od deszczu błocie. Gdyby nie niewielka latarka, musiałby się przedzierać w zupełnych ciemnościach, choć i tak niewiele widział z powodu gęstej mgły ograniczającej widoczność do kilkudziesięciu metrów.
Zostało mu zaledwie sto metrów do końca błotnistej łąki, gdy nagle stracił grunt pod nogami i runął razem z osuwającym się błotem w dół.

 - Niech to szlak – wymamrotał wypluwając przy tym błoto z ust, które chlusnęło mu prosto w twarz.

Próbując wygramolić się z dziury, kolejna warstwa ziemi osunęła się, odsłaniając wąski na pół metra korytarz, ciągnący się jakieś dziesięć metrów lekkim ukosem w dół.

- A to co? – zapytał samego siebie.

Pola aż zamurowało gdy w głębi dostrzegł niewielkie światło.
Wyłączył latarkę, która i tak słabła z każdą chwilą i począł odwalać zwały ziemi by dostać się do środka.
Gdy w końcu utorował sobie drogę, wolno i niepewnie ruszył naprzód, obijając się co chwilę o wystające ze ścian kamienie.
Sącząca się po ścianach woda znikała gdzieś w podłodze, która była wyłożona czymś w rodzaju żwiru. Tunel wydawał się nie mieć końca.
Pokonawszy zimny i wąski korytarz, Pol stanął jak wryty.

c.d.n. :)